wtorek, 15 października 2013

Rozdział 1 Świt dni spokojnych

Nic się nie zmieniło.
Czwarta Wielka Wojna Shinobi zatrzęsła światem i choć pozostawiła po sobie ślad w postaci mogiły bohaterów, którzy do ostatniego tchu walczyli w obronie życia towarzyszy, oraz dała początek nowego sojuszu i odrodziła dawne przyjaźnie, nic się nie zmieniło. Konoha tętniła życiem, jak gdyby nigdy nie było niczego, co sprawiłoby, żeby upadła.
Zaczęło wschodzić słońce, minął rok od wojny, a dla dzielnych weteranów rozpoczęło się nowe życie, takie, które kiedyś mogło się nie spodziewać. Zaraz… co się wydarzyło w przeciągu tegoż roku? Oh, wiele rzeczy; Naruto w końcu dorósł, to znaczy, że przestał być tak lekkomyślny, choć nie kiedy można temu zaprzeczyć. Hinata stała się odważną kobietą, która, zdecydowana o swoich uczuciach, podjęła decyzję o bliższym kontakcie z blondwłosym, była w stanie nawet wyznać zszokowanemu chłopakowi swoje uczucia do niego. Sakura została medycznym ninja i dołączyła do ANBU, razem z Sai’em, który postanowił wrócić, ale nie do Korzenia, ponieważ po śmierci Danzo Korzeń podupadł, sam nie chciał powracać do przeszłości, oraz Naruto, który nie stracił zapału do misji, a nawet stał się liderem tej grupy. Pragnęła być w otoczeniu najbliższych przyjaciół, bo wiedziała, że może na nich polegać, choć mogłoby się inaczej wydawać. Dlaczego? Właśnie, powodem jest Sasuke. Wrócił do Konohy, jednak nie został Hokage z racji tego, że Tsunade, nieco poszkodowana po wojnie, nie zrezygnowała z tego stanowiska. Jak już mówiłam, wrócił do wioski i zamieszkał w dzielnicy Uchiha. Miał żal w sercu, że tak się sprawy potoczyły, ale wspomnienie dni z dwójką swoich przyjaciół, postrzelonym Naruto i pogodną Sakurą, sprawiało, że nie cierpiał tak, jak kiedyś. Był w stanie wiele znieść, mimo ran, odniesionych przez przeszłość.
Orochimaru wrócił do Konohy, ale nie zrezygnował z dawnego sposobu życia, jednak tym razem nie zabiegał za daleko w zakazane techniki. Zresztą, niewiele by się zdały próby, skoro Tsunade miała go cały czas na oku, jakby nie wystarczało jej to, że przyszedł jej z pomocą podczas wojny. Mimo, że jego stosunki z Hokage nie są tak silne, jak wtedy, gdy razem z Jiraiyą tworzyli drużynę, nie był wobec niej obojętny, dlatego zaczęła się do niego przekonywać.
Karin i Jugo postanowili również zostać. Jugo w dalszym ciągu nie był w stanie sam się kontrolować, więc liczył na Sasuke, a Karin… no cóż, jej miłość do Uchihy nie wygasła nawet odrobinkę, tak, jak jej ukradkowe oziębłe spojrzenia w stronę Sakury, kiedy różowowłosa i jej obiekt westchnień przebywali ze sobą dłużej, niż mogłoby się zdawać.
Co u innych bohaterów? Opowiadanie o nich zajęłoby mi sporo czasu. Lepiej, byście sami ujrzeli nowe życie bohaterów Wioski Ukrytej w Liściach, przepełnione intrygami, humorem i starciami ze szczyptą szalonych romansów…

Słońce wlewało się do niewielkiego pokoju, zagraconego mnóstwem różnych przedmiotów, najczęściej stosami ubrań na podłodze, kilkoma shurikenami na szafce, stertą różnorodnych gazet i paroma opakowaniami po ramen. Pomieszczenie wyglądało chaotycznie, promienie słońca ledwo oświetlały niewielkie kawałki posadzki. Zalegała cisza, jedynie ledwo słyszalne chrapanie blondwłosego chłopaka przecinało ją od czasu do czasu. Wiercił się na łóżku, lekko obśliniając ściskaną poduszkę i mrucząc pod nosem.
- … i zabiorę cię w bezpieczne miejsce, nie masz się czego bać, Sakura… - szeptał chłopak, uśmiechając się łobuzersko. - Niepokonany Naruto cię ochroni…
Przeciągnął się, zachrapał i odwrócił na drugą stronę. Pościel osunęła się, a on gruchnął o podłogę z poduszką koło siebie.
- Ajajaj… - złapał się za głowę, próbując złagodzić ból, i oparł się o łóżko.
Wciąż był senny i chętnie położyłby się na łóżku, by dalej drzemać. Nawet nie otwierał oczu, tylko wymacał dłonią poduszkę i wgramolił się z powrotem, kładąc się w cudacznej pozycji, byleby mu było wygodnie i mógł się wyspać. Ziewnął, przekręcając twarz do okna i poczuł na sobie ciepłe promienie wschodzącego słońca. Nie zdawał sobie sprawy, że to już ranek, ani z tego, że o czymś zapomniał. Właśnie, o czymś, ale o czym?
Nikły cień padł na jego twarz. Zamrugał oczami, nie przyzwyczajonymi do światła po nocy. I dostrzegł coś ciemnego w oknie. Dużego i ciemnego. Mrużąc oczy wpatrywał się chwilę w to “coś”, po czym odskoczył z przerażeniem tak, że upadł na podłogę.
- Aj! Przerośnięty kruk!! - wrzasnął, a po chwili poderwał się i oparł o łóżko, baczniej przyglądając się zdziwionemu przybyszowi.
Strój Anbu, maska założona z tyłu głowy i czarne włosy oraz blada cera. Ten sztuczny uśmiech na jego twarzy kogoś mu przypominał…
- Nie strasz ludzi, Sai! - zawołał blondyn.
- Wybacz, Naruto. Jednak nie spodziewałem się, że ten, kto pokonał posiadacza legendarnego rinnegana, boi się ninjy ze swojej własnej wioski - odparł z uśmiechem Sai.
- To nie moja wina, że wyglądałeś jak jakiś stwór. Mogłeś zapukać, a nie wchodzić przez okno, od tego są drzwi, ten teges, bo ciekawy jestem, co byś ty zrobił, gdybym ja wyciął tobie taki numer!
- Przynajmniej bym się nie zmoczył ze strachu.
- Ej, nie wymądrzaj się! A tak w ogóle to co tu robisz?
- Sasuke kazał mi, bym przypomniał ci o misji od naszej Hokage.
- No wiem o niej! Jest jutro o świcie, ten teges - zakomunikował wesoło Naruto.
- Nie - stwierdził krótko Sai.
- Jak to nie? Przecież wiem, kiedy jest.
- Czyli dzisiaj.
- Jak to?? - oczy blondyna rozszerzyły się z osłupienia.
- Wracam z powrotem. Pójdziemy bez ciebie, jeśli nie chcesz iść na misję rangi S - Sai pomachał mu ręką na pożegnanie i odwrócił się.
- Czekaj, czekaj! - Naruto ubrał się w pośpiechu w szary mundur i zabrał maskę z wizerunkiem lisa, a potem wybiegł ze swojego domu, by chwilę później znaleźć się na ścieżce, biegnącej wprost do bramy wyjściowej z Konohy. Szybko spostrzegł przyjaciela przed sobą i dogonił go.
- Sai, nie mogłeś zaczekać?? - żachnął się blondyn, próbując złapać oddech.
- Wiesz, gdzie jest brama.
- Ale chce żebyś uświadomił Sasuke, że się śpieszyłem.
- Póki nie pojawiłem się w oknie twojego domu i nie nazwałeś mnie “przerośniętym krukiem”, przedtem śpiąc jak niemowlę, to zacząłeś się śpieszyć.
- Jeśli tak mu powiesz, to postaram się, żebyś nie przeżył tej misji - odparł zjadliwie Naruto. - A właściwie, to co jest tą misją?
- Mamy znaleźć zbiegłego ninję, który niedawno uciekł z wioski.
- Serio?
- Nie wiedziałeś?
- Hm… nie - zdziwił się Uzumaki. - Kim on jest?
- Ma na imię Yukio Kurama.
- Nazwisko kojarzy mi się z lisem - powiedział w zamyśleniu, kładąc rękę w okolicach brzucha.
“Ze mną to nie ma nic wspólnego. Nie porównuj mnie do ludzi”
“O rany, Kurama, nadal ci nie przeszło?”, stwierdził w myślach Naruto.
“Przeszło, choć dziwie się, że ktoś nazwał swój klan moim imieniem”, odpowiedział Kurama.
- Ponoć jest jedynym ze swojego klanu… Czcigodna Tsunade mówiła, by na niego uważać.
- Czemu?
- Posiada wielkie umiejętności genjutsu.
- Czyli? - dopytywał się Naruto.
Sai nie zdążył mu odpowiedzieć, gdy dobiegł ich głos Sakury.
- Naruto!
- Sakura! - rozpromienił się natychmiast, czując, jak jego wnętrzności tańczą walca na widok różowowłosej kunoichi.
- Naruto, później nie mogłeś przyjść? - wycedził Sasuke.
Trójka jego przyjaciół w ubraniach Anbu, Sakura Haruno, Sasuke Uchiha i Kiba Inuzuka z Akamaru siedzącym koło niego, stała już w bramie i z niecierpliwością czekała na ich obydwu.
- Nie wiedziałem, że ta misja jest dzisiaj! - oburzył się Naruto.
- Ty zawsze jesteś niedoinformowany! - warknął Sasuke.
- To mogłeś mnie wcześniej obudzić, ten teges!
- Nie robie pobudek na zamówienie! Nie jestem budzikiem, kretynie!
- To mogłeś mi przypo… au! - wrzasnął z bólu Naruto, łapiąc się za głowę, razem z Sasuke.
- Naruto, mogłeś uważać na to, co mówiła Piąta, a nie przysypiać - skarciła go Sakura.
- Dopiero co wróciliśmy z misji!
- Mogłeś się potem zdrzemnąć, to trwało niecałe piętnaście minut, a ty już po pięciu minutach chrapałeś na stojąco, ledwo ja i Kiba cię dobudziliśmy. Ty tak samo, Sasuke - zwróciła się do Uchihy, który śmiał się pod nosem z przyjaciela. - Jesteś naszym dowódcą, a zachowujesz się jak rozwydrzone dziecko. Nic się nie zmieniliście przez te lata.
- No właśnie, jestem dowódcą, a dowódcy się nie bije - odburknął Sasuke.
- W wyjątkowych sytuacjach przyjaciółka może rąbnąć przyjaciela, by odzyskał rozum, nawet, gdy jest dowódcą jej grupy.
- A więc to tak się okazuje uczucia… - szepnął z uśmiechem Sai, myśląc, że różowowłosa go nie usłyszała, ale, niestety, i on oberwał.
- O rany, wyglądacie jak banda idiotów - westchnął Kiba. - To znaczy, tylko oni, nie ty, Sakura - dodał pośpiesznie, widząc złowieszcze spojrzenie dziewczyny.

- A właściwie to kim jest ten Yumo Kurama? - spytał Naruto, kilkanaście minut później, gdy zgłębili się w las i zaczęli skakać z gałęzi na gałąź.
Słońce w dalszym ciągu wschodziło, a marne promienie ledwo przebijały się przez bujno rosnące drzewa. Sztuką było omijanie odgałęzień, pokrytych liśćmi, choć co rusz wpadali na nie. Dobrze, że mieli maski. Naruto potrafi rozpoznać przyjaciół: maska psa należy do Kiby, choć można się tego domyślić po trwającym ciągle u jego boku psie, Sasuke ma maskę z wizerunkiem jastrzębia, a Sakura z kotem, zaś Sai ma sowę.
- Nawet nie potrafisz wymówić jego imienia. Dziwię się, że Piąta przydzieliła cię do naszej grupy, lepszy byłby Shino ze swoimi owadami, które są w stanie wszędzie wejść i szpiegować wroga, lub Choji, mogący zrobić się większym od siedziby Hokage, czy Ino…
- Za dużo gadasz, Kiba! - ofuknął go Naruto.
- No co? Mówię prawdę! Jakie ty niby masz zdolności? Ja mogę wyczuć tego drania, Sasuke da mu nauczkę swoim sharinganem, Sai może użyć swoich atramentowych węży by go związać, a Sakura go zmiażdży. Ciebie w tym nie ma!
- Co? Pokonałem Obito z jego rinneganem i sharinganem - odgryzł się blondyn, nie zauważając, że Sasuke, Sai i Sakura stanęli nagle i zaczęli robić się czujni, jakby gdzieś czaił się przeciwnik.
- Naruto, Kiba, bądźcie cicho - rozkazał Uchiha.
- O co chodzi, Sasuke? Nie masz go czasem dość?
- Zamknijcie się! Kiba, nie czujesz czegoś?
- Niby… - nie dokończył. Doszedł go ostry zapach ninjy i to nie był ktoś znany, bo potrafił doskonale odróżniać woń każdego z czwórki towarzyszy od obcych. Właśnie, to był obcy.
- Hau! - szczeknął nagle Akamaru.
- Uwaga! - wrzasnęła Sakura i cała szóstka zrobiła unik.
Przez korony drzew przebiło się kilkanaście kunai i shurikenów, które świsnęły z niewiarygodną szybkością tuż koło shinobi z Konohy.
- Uh - stęknął Kiba, łapiąc się za ramię.
Czuł ból, przecinający ostry ból. Czyżby to była trucizna?
- Kiba! - zawołała Sakura, podbiegając do niego.
Chłopak osunął się na ziemię, a Akamaru podszedł do niego i zaskomlał cicho, jakby Inuzuka miał zaraz umrzeć.
- Nie martw się, Akamaru. Wszystko w porządku - uśmiechnął się do niego.
- Wszyscy są cali? - rzekł Sasuke, podchodząc do nich, a niecałą minutę później dołączył Sai.
- Kto to był? - spytał się Sai.
- Nie wiem, ale raczej nie jest przyjaźnie nastawiony.
- Sasuke, myślisz, że to ten z klanu Kurama? - powiedziała Sakura.
- Nie sądzę - stwierdził Kiba. - Kilka tygodni temu miałem okazje zobaczyć tego Yukio. Był wieczór, gdy zobaczyłem, jak jonini zabierali go związanego do Hokage. Następnego dnia dowiedziałem się, że ma na imię Yukio Kurama. Wyczułbym jego zapach.
- Czemu wcześniej tego nie powiedziałeś? Opisałbyś go i byłoby łatwiej go złapać - odparł Sasuke.
- Nie widziałem, jak wygląda, był ukryty pod płaszczem! Mówiłem, że rozpoznałem go po zapachu! Zresztą, byłem wtedy z Naruto, ale zapomniałem mu powiedzieć, jak się nazywa, pamiętasz, Naruto?… Em, Naruto…? - Kiba rozglądnął się dookoła poszukując blondyna.
- Gdzie ten kretyn znów polazł? - rzek zirytowany Sasuke.

- Sasuke, Sakura, Kiba! Sasuke! Sai! Sakura! - krzyczał Naruto, wodząc wzrokiem po okolicy, ale nigdzie nie widział żadnego ze swoich przyjaciół. - Gdzie oni się podziali? - westchnął i przysiadł na jednej z gałęzi, zdejmując maskę.
- No cóż, sam będę musiał go znaleźć - skrzywił się.
“Z twoją pomocą, Kurama. W ogóle to wiesz o co chodzi z tym Yukio Kuramą? Ponoć ma jakieś zdolności genjutsu”
“Nie za bardzo, ale genjutsu jest potężną techniką. Ci, którzy najlepiej ją znają i umieją, mogą zabić przeciwnika w iluzji, tym samym zabijając w rzeczywistości”, powiedział Kurama.
“Co? To tak można?”, zdziwił się blondyn.
“A jak ktoś na tobie wykorzystuje iluzje i torturuje cię w niej, to czujesz ból, nie?”
“No w sumie masz racje, ale żeby od razu zabijać? Kto tak robi?”
“Każdy. W Akatsuki też wielu takich było, co chciało ciebie zabić, by mnie zdobyć”
Nad uchem coś świsnęło i odskoczył jak oparzony, ledwo utrzymując się na gałęzi. Założył z powrotem maskę i sięgnął po kunaia, wpatrując się w cień kilka metrów od niego…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz